Grażyna Wolszczak to znana m.in. z serialu „Na Wspólnej” aktorka. W ostatnim czasie decydowała się na trening EMS, który poprzez elektrostymulację pobudza mięśnie do pracy. Uważa, że na dobrą formę trzeba zapracować, a sama uznaje siebie za kanapowca.
Grażyna Wolszczak uprawia trening dla leniwych
Kto z nas nie lubi poleżeć na kanapie i się polenić? Do tych ludzi należy również Grażyna Wolszczak. Jednak i ona w końcu zdecydowała się podnieść i wykorzystać nowe technologie, by poprawić swoje samopoczucie i warunki fizyczne. Udało jej się w łatwy sposób poprawić kondycję oraz pozbyć się nadmiaru tłuszczu szybciej niż powszechnymi metodami. W przypadku Wolszczak w zupełności wystarczyły dwie sesje ćwiczeń w tygodniu po 27 minut.
– Na dobrą formę trzeba się trochę napracować, tzn. trzeba trenować. Ja akurat znalazłam sobie najbardziej wygodną formę treningu. To trening dla leniwych, czyli electrical muscle stimulation. Polega on na tym, że się ćwiczy dwa razy w tygodniu po 27 minut. Trzeba się troszeczkę przez te 27 minut napracować – mówi Grażyna Wolszczak, aktorka serialowa.
Aktorka nie zarzeka się, że jej imponująca figura, której wiele kobiet w Polsce jej zazdrości, to wyłącznie zasługa genów. Przekonała się bowiem, że w pewnym wieku odpowiednia dieta, zdrowe odżywianie i szybka przemiana materii po prostu nie wystarczą. By utrzymać szczupłą sylwetkę, trzeba jeszcze dołożyć do tego regularne ćwiczenia, co jest chyba dla wszystkich podejmujących takie wyzwanie najtrudniejsze.
– Dobra przemiana materii nie jest dana na zawsze. W pewnym wieku ona się kończy i potem się pojawia właśnie takie zdziwko, że jem tyle samo, ruszam się tyle samo, a jednak rozmiary ubrania się powiększają. Nie ma zmiłuj, trzeba się troszeczkę napracować, czyli z dietą ograniczać się bardzo mocno i skutecznie trenować – mówi aktorka.
„Nie lubię się męczyć, ale nie ma zmiłuj”
Wolszczak oczywiście ukrywa, że niełatwo jej było zmobilizować się do regularnych ćwiczeń. Z tym chyba każdy z nas ma problem. Do tej pory bowiem niewiele czasu spędzała na siłowni, salach treningowych czy w klubach fitness. To było po prostu nie dla niej.
– Jestem bardziej kanapowcem, nie lubię się męczyć, nie lubię się zadyszeć, nie lubię się spocić. Ale jest coś takiego w ćwiczeniach, że potem wydzielają się te słynne endorfiny. Po treningu człowiek czuje się naprawdę doskonale. W związku z tym warto się zwlec z tej kanapy i pójść na trening. Efekty są nie tylko w ciele, ale też psychicznie się człowiek lepiej czuje – mówi.
Trening EMS polega na podłączeniu osoby ćwiczącej do specjalnie skonstruowanego stroju wyposażonego w elektrody. Te pomagają mózgowi wysyłać impulsy do mięśni. Dzięki temu pracują one prawie tak samo jak podczas zwykłego treningu, ale impulsy, które trafiają do mózgu, przesyłane są z jeszcze większą skutecznością.
– Te treningi wyglądają bardzo niepozornie z zewnątrz, bo są to bardzo prościutkie ćwiczenia i w ogóle nie widać, że klient się męczy. Wszystkie te pozornie łatwe ruchy są poddane prądowi, więc każde zgięcie ręki jest obciążone. Więc mimo że wygląda łagodnie, to jednak trzeba się napracować. Jednak po żadnych innych ćwiczeniach, ani na siłowni, ani na niczym innym, nie było widać tak spektakularnych efektów. A tutaj rzeczywiście widać te mięśnie, jak się zmienia ciało, może nie z treningu na trening, ale z kilku treningów na kilka – dodaje aktorka.
Grażyna Wolszczak kontynuuje treningi także w czasie pandemii. Mimo że większość siłowni i klubów fitness została objęta obostrzeniami i jest zamknięta, studia EMS pozostają otwarte. My życzymy aktorce wielu sukcesów w pracy nad własnym ciałem. W końcu jest to potrzebne, aby atrakcyjnie wyglądać na szklanym ekranie.